środa, 1 lipca 2009

pustynia

Feministki przez dziesiątki lat zajmowały się teorią: krytyką tradycyjnych teorii czy tworzeniem nowych przestrzeni znaczeń i symboli. Wspólnym mianownikiem odczuć kobiet zajmujących się filozofią czy teologią feministyczną jest wrażenie znalezienia się na pustyni: na pustyni znaczeń, na pustyni symboli, na pustyni doświadczeń, na pustyni teorii, historii, narracji, pustyni mitów i pustyni źródeł. Stąd czerpać? Do czego się odwołać? Gdzie szukać? Na czym budować? Co przemieniać? Gdzie i co transformować?
Niemiłe odczucie, szczególnie iż poziom teorii mocno łączy się z doświadczeniem społecznym, kiedy feministki były i są ostro krytykowane (niezrozumiane, odrzucane, zwalczane) przez otoczenie. Szczególnie bolesne kiedy dyskryminacja przychodzi również od strony własnej płci.
Tak więc na pustyni, którą spostrzegam również jako kryzys tożsamościowy, rozumiem jako ból neurotyczny, jest czas przeżywania świadomości samotności, czas decyzji o kolejnych krokach, czas rewidowania własnych motywów, czas na wierność sobie lub jej odrzucenie. Jest to czas cierpienia egzystencjalnego, które jest przeżyciem psychosomatycznym: bólem głowy (migreny), stawów i mięśni, bólem brzucha, bólem mięśnia sercowego czy niestrawności. Jest to czas długiego snu, lub jego braku. Odczucia wyobcowania ze świata. Czas braku apetytu, mdłości, niechęci, lęków, apatyczności i ciągłego zmęczenia. Czas rozdrażnienia i unikania tłumów.
Czas przejścia.
Cierpienie przenika kości, stawy, mięśnie. Piecze, boli, swędzi i przeszkadza.
Pustynia ogarnia i pożera. Już nie ma sił by się jej oprzeć.
Pustynia wysysa wszelkie przejawy życia, wszelkie jego objawy. Kobieta zapada się i poddaje ruchomym piaskom. Nie ma ratunku.
Wokół ciemność.
To noc. Chłodny powiew wiatru jakby powoli łagodzi spieczoną słońcem skórę. Przynosi ulgę. Sen jest krainą ucieczki i ratunku. Sen pochłania ciało i ciągnie całą duszę za sobą. Zapadanie się w nieskończenie głęboką studnię...
Każda noc okazuje się powoli jedynym ratunkiem przed pustynią. Siły przychodzą spóźnione i zbyt małe. Ich głód ciągle niezaspokojony. Jednak małe krople na spieczonej skórze, okazują się magicznym lekarstwem nie tylko ciała lecz i duszy. Małe kropelki najpierw utrzymują przy życiu, potem odbudowują poszczególne komórki ciała, nowe przestrzenie serca. W skorupie ciała tajemniczą transformację przechodzi dusza, jak motyl w kokonie. Przeistoczenie przychodzi stopniowo, dyskretnie jednak z siłą życia, które kruszyć może skały.
W stawach, mięśniach i kościach wracają siły. Mdłe ciało nabiera kształtów i podnosi się powoli. Opadają martwe skorupy spieczonej skóry, na światło wychodzi całkiem nowa i odżywiona tkanka. W tym podnoszeniu ciała i serca nie ma już słabości lecz siła, brak tam rezygnacji, jest jasny cel.
Sylwetka powoli wyłania się z horyzontu pustyni a jej stanowcza determinacja mówi jedno: teraz to pustynia straciła siłę burzenia, teraz pustynia będzie po przegranej stronie. Nadchodzi czas, gdy kobieta będzie pustyni stawiać warunki, to ona zapanuje nad nią i pod jej ręką pustynia wyda
...oazę!
Nowe życie.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Feministki są również zrozumiane, odrzucane, zwalczane. Ta implikacja: jeżeli zwalczane i odrzucane to niezrozumiane dodaje feministkom (i nie tylko) otuchy, ale rzadko jest prawdziwa. Ja feministki rozumiem, ale odrzucam i jest to kwestia przede wszystkim smaku.

Zauważyłem, że feministki na I roku filozofii zaliczają nawet proste kolokwia z logiki; zupełnie jakby rozumiały, że zdania: człowiek jest kowalskim, owoc jest bananem, prostokąt jest kwadratem są niedobre, a potem wychodzą na korytarz i mówią: kobieta jest feministką (nie mając na myśli "tej kobiety" jak w rachunku kwantyfikatorów), ew. piszą takie teksty jak Pani, gdzie kobieta przeżywa to i tamto, potem przechodzi taką i taką metamorfozę, a zapomina, że nie kobieta, a feministka, bo powtarzam, że zdanie: kobieta jest feministką jest złe. Kłaniam.

monia zuber pisze...

Niezrozumienie feministek to kwestia umiejętności dialogu, empatii, teorii, porozumienia itp... i łatwiej znieść nieporozumienie niż negację przy zrozumieniu. Odrzucanie, zwalczanie feministek mimo ich zrozumienia to zwyczajny seksizm.
Częściej mamy do czynienia z nim, niż z niezrozumieniem.

Nie każda kobieta jest feministką, co chyba jasno wynika z moich postów. Tak więc czy ta uwaga dotyczy mnie? Jeżeli tak: czasami by się nie powtarzać stylistycznie, piszę "kobieta/-y" zamiast "feministka/-i". W tym przypadku należy więc oprócz zabawy w logikę wziąć pod uwagę uwarunkowania językowe.

Pana uwaga, że studentki utożsamiają kobiety z feministkami zapewne wypływa z trudności definicji terminu "feminizm". Nie da się obecnie używać określenia "feministyczny" bez ściślejszego dookreślenia, bowiem wedle wszelkich definicji zjawisko feminizmu łączy zarówno wszelkie aspekty życia/refleksji kobiecej, jak i dyskurs feministyczno ideowy...