środa, 12 maja 2010

słodka przerwa


Po dłuższej nieobecności, zapowiadam jeszcze chwilkę niebytu na tej małej "wysepce herezji" pośród morza cyberprzestrzeni. Mój słodki powód ma na imię Zofia Anastazja i za tydzień kończy 3 miesiące.
Moja życiowa nowela przygodowa pod tytułem "ciąża" oraz jej dalszy ciąg w (podobno) niekończącej się powieści science-fiction "macierzyństwo" przynosi mi wiele ciekawych doświadczeń. Ciekawych na pewno pod względem demitologizacji tych obu zjawisk. Jako 30latka z psychicznie dręczącym wieloletnim problemem niepłodności, nasłuchałam/naczytałam się tak wielu mitów nt. macierzyństwa, że wręcz urosło ono do postaci abstrakcyjno-mistycznej rzeczywistości. Mam na myśli również cały zbiór informacji z "teologicznego" podwórka, które pisane przez mężczyzn "nie dotykały stopą ziemi". Brakowało sfery "profanum", brakowało zwyczajnie doświadczenia.
A przecież doświadczenie kobiet, wcale nie jest mniej piękne i gorsze, tylko dlatego, że ocieka krwią, mlekiem, łzami i potem. Jest bliższe stworzeniu, ziemi, więc również i prawdzie.
Mitologizacja zjawisk najbardziej szkodzi tym, którzy nie mogą skonfrontować jej z własnym doświadczeniem i dokonać reinterpretacji swojego świata znaczeń. W przypadku ciąży i macierzyństwa dotyczy to więc generalnie mężczyzn :) ...ale i bezdzietnych kobiet.
Na kobiety jednak wywiera się społeczną presję i tworzy dziwne teorie o ich "podstawowym" powołaniu, które upatruje się (czasami jedynie) właśnie w macierzyństwie. Jakby to były "poczęcia z dziewicy*", a rodzące się dzieci posiadały jedynie matkę...
{...}
cdn.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*na początku było określenie "niepokalane poczęcie" ponieważ zawsze myślałam, że są to dwa określenia tego samego zjawiska-cudu, opisanego w Ewangeliach (tak to czasem bywa, jak się człowiek wychowuje w protestanckim kontekście), ale "teolog-amator" zostawił pod wpisem komentarz oświecając moją mariologiczną niewiedzę :P i wprowadzając mnie w tajniki mariologicznych dogmatów, za co dziękuję pokornie!

6 komentarzy:

wiedźma pisze...

dzięki, że wróciłaś:))

Anonimowy pisze...

Używanie terminów teologicznych zobowiązuje! "Niepokalne poczęcie" a "poczęcie z Dziewicy" to dwie zupełnie różne sprawy

pozdrawiam,

teolog - amator

Anonimowy pisze...

Pomyłki się zdarzają :)
A tak na marginesie herezje o niepokalanym poczęciu należy tępić, żeby nie robić z Marii jakiegoś półboga. Dziwi, ze Rzym.Kat do tej pory uzasadnia błędnym przekładem Wulgaty ten dogmat-herezje...

monia zuber pisze...

teologowi-amatorowi dziękuję za uwagę :)
dzięki Tobie teraz wiem, czym się różni niepokalane poczęcie od poczęcia z dziewicy :D
na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie dodać złośliwie nieco - że skończyłam teologię, a nie mariologię :P
co mnie nie usprawiedliwia, niemniej teologia protestancka nie rozwinęła mariologii tak jak katolicka, a dogmat o niepokalanym poczęciu uważa się za herezję, z czym się akurat zgadzam ;)
moje "nieobycie" z mariologią rzymsko-katolicką jest niczym w porównaniu z ignorancją i brakiem wiedzy nt. teologii protestanckiej moich kolegów teologów z wyznania "rzymskiego" :)

Anonimowy pisze...

moje "nieobycie" z mariologią rzymsko-katolicką jest niczym w porównaniu z ignorancją i brakiem wiedzy nt. teologii protestanckiej moich kolegów teologów z wyznania "rzymskiego".

To co najmniej dziwne stwierdzenie w ustach kogoś z wyższym wykształceniem. "To nie problem, że jestem ignorantem, bo istnieją inni, którzy są jeszcze większymi ignorantami."

monia zuber pisze...

Anonimowy, miałbyś rację, gdyby Twoim zdaniem "moja ignorancja" dotyczyła teologii, "moja ignorancja" zaś dotyczy herezji innych wyznań (herezje własnego wyznania znam doskonale) :)
Poza tym kończąc teologię luterańską miałam sporo fakultetów z teologii innych wyznań, czego niestety nie ma na teologii katolickiej. Skąd więc zarzut o ignorancję? Jeżeli zarzucasz mi ignorancję, jak określisz studentów teologii katolickiej? Jestem ciekawa Twoich propozycji...